poniedziałek, 5 września 2011

Bitwa w Kraju Dziadoszan (2 września 1015 r.).


Powyższy rysunek B. Gembarzewskiego jest odtworzeniem figur wojowników pruskich z płaskorzeźb drzwi katedry gnieźnieńskiej z 2 połowy XII wieku. Zdaniem autora przedstawienie to może być analogią do polskich lekkozbrojnych wcześniejszego okresu.


Bitwa z Niemcami w Kraju Dziadoszan (między Odrą i Bobrem, prawdopodobnie gdzieś między Ochlą i Brzeźnicą) 2 września 1015 r.  
Było to finalne starcie kampanii, która rozpoczęła się w drugiej połowie sierpnia. Niemieckie siły główne miały uderzyć w centrum piastowskiego państwa – tradycyjnym już szlakiem niemieckich wypraw przez Krosno na Poznań. Tam miało dojść do walnej bitwy, która wobec niemieckiej przewagi technicznej dałaby wojskom cesarskim tak upragnione zwycięstwo. Plan był prosty a zwycięstwo zdawałoby się – prawie pewne. O wszystkim zadecydowała znakomita sprawność polskiego wywiadu. Dzięki swoim szpiegom Bolesław Chrobry znał cesarskie plany z dużym wyprzedzeniem i mógł się odpowiednio przygotować na przyjęcie nieproszonych gości, ściągając na zachodnią granicę wojska praktycznie z całego kraju. Początkowo Niemcy odnosili spore sukcesy. Pod Krosnem syn Chrobrego, Mieszko, nie zdołała zatrzymać cesarskiej kolumny i musiał się wycofać po zaciekłej walce z ciężkimi stratami. W tym samym czasie Bolesław zatrzymał nad Odrą drugą niemiecką kolumnę dowodzoną przez księcia Bernarda. Ten załadował swoje siły na łodzie i popłynął 30-40 km w dół rzeki i bez przeszkód wylądował na jej wschodnim brzegu. Ten pozorny sukces był jednak straszliwym błędem – oddalił bowiem oddziały Bernarda od Polaków, ale również od kolumny cesarskiej. Chrobry natychmiast przemaszerował pod Krosno i połączył się z Mieszkiem zostawiając przeciwko oddziałom Bernarda tylko siły osłonowe. Główna kolumna Henryka II wobec koncentracji polskich sił znalazła się nagle w bardzo niebezpiecznej sytuacji. Polacy mogli bez problemu odciąć ją od zaopatrzenia, zablokować i zagłodzić. Szybki odwrót był jedynym wyjściem. 1 września w Kraju Dziadoszan Niemcy po przedarciu się przez bór wyszli na polanę, za którą znajdowało się rozległe bagno. Nie mogli go przejść ani ominąć – na flankach pojawili się już polscy łucznicy. Przewodnicy (oczywiście podstawieni przez polski wywiad), którzy wprowadzili Niemców w taką pułapkę – zniknęli. Nadchodzili za to Polacy, na tyle silni, by pokusić się o wydanie walnej bitwy. Niemców uratowała szybka budowa mostu, po której główne siły przeszły przez bagno. Uciekli dosłownie w ostatniej chwili. Pozostawili tylko straż tylną dowodzoną przez biskupa magdeburskiego Gerona, saskiego palatyna Burcharda oraz margrabiego Gerona, a złożoną z wyborowych oddziałów. Odparły one dwa ataki Polaków, ale trzeci rozbił ich szyki . Uratowała się tylko niewielka grupa z arcybiskupem i rannym palatynem. Reszta została doszczętnie wybita. Zginął margrabia Gero, przeszło 200 najprzedniejszych rycerzy i kilkakrotnie większa liczba pośledniejszych wojowników. Kampania zakończyła się dla Niemców prawdziwą katastrofą. Cesarz uciekał aż do Merseburga. Polacy ponownie zajęli Łużyce i tylko niespodziewana powódź uratowała Niemców przed utratą Miśni.
Bitwa w Kraju Dziadoszan (Dziadoszyców) była zwycięstwem świetnym, a dzisiaj jest jednym z zupełnie zapomnianych epizodów naszej historii. Nasi przodkowie tutaj, na Dolnym Śląsku zmusili do hańbiącej ucieczki najpotężniejszą armię ówczesnej Europy, niszcząc w otwartym starciu jej najlepsze oddziały. Ale cóż – my po staremu wolimy rozpamiętywać nasze klęski niż świętować zwycięstwa. Tak przy okazji – warto pamiętać, że już ponad tysiąc lat temu Polacy mieli stałą, zawodową armię i doskonały wywiad.

Fragment z kroniki Thietmara opisujący bitwę w Kraju Dziadoszan:
"Kiedy w drodze powrotnej [cesarz] przybył do kraju Dziadoszan, rozbił na swoje nieszczęście obóz w pewnym ciasnym pustkowiu, którego jedynym mieszkańcem był pewien hodowca pszczół, później zresztą zabity [...] A gdy zawiadomiono go [Bolesława], że cesarz już się wyniósł, wysłał wielką liczbę pieszych do miejsca, w którym obozowało wojsko [niemieckie], z rozkazem, by starali się choć część tego zniszczyć, jeżeli nadarzy się do tego korzystna okazja. [...] Cesarz podążył naprzód i powierzywszy pozostałe wojsko abp. Geronowi, znakomitemu margrabiemu Geronowi oraz palatynowi Burchardowi, zalecił im, aby zachowali większe niż zazwyczaj środki ostrożności. Po pewnym czasie nieprzyjaciele ukryci w pobliskim lesie wznieśli potrójny okrzyk i zaraz potem rzucili się na nasze wojsko z łucznikami, którzy nadbiegli w zamieszaniu. Nasi dzielny stawiali opór przy pierwszym i drugim ataku i zabili wielu spośród nadbiegających. Lecz nieprzyjaciele nabrawszy otuchy na widok ucieczki niektórych spośród naszych, zwarli się i uderzywszy powtórnie rozpędzili wszystkich i wybili pojedynczo przy pomocy zdradzieckich strzał".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz