sobota, 24 września 2011

Włoskie wpływy w Polsce XVI i XVII wieku. (A. Brückner).

Herb Rodziny Montelupich (Wilczogóra).

Włoskie wpływy w Polsce XVI i XVII wieku.
Dzieje kultury polskiej, A. Brückner)

Z Włochami znano się od wieków; wyjazdy na studia, podróże rzymskie (a niegdyś i awiniońskie), przypływ legatów, komisarzy, sekretarzy papieskich były tego podkładem; od XIV i XV wieku zjawiali się coraz liczniej kupcy, górnicy, awanturnicy, uczeni; dawniej raczej luźnie, od końca XV wieku masowo. Wyjazdy do Włoch i inwazja włoska połączyły dziwnie oba kraje mimo wielkiej odległości ziemi a odmienności typu. Polak wzdychał do Włoch; one zdawały mu się jedynym krajem szlachetnych, naśladowania godnych obyczajów, środowiskiem nauki i sztuki, wzorem urządzania państwa i życia. Tu uczył się wytworniejszej towarzyskości, trzeźwości, mierności; oduczał się pijatyki, kosterstwa, żarłoctwa; tu przyjmował mody, tańce, muzykę; podziwiał przyrodę i sztukę, bił kornie czołem żywym wspomnieniom świata starożytnego czy świętościom chrześcijańskim.
Trwał przez cały wiek ten nieprzeparty urok; wszystko, co włoskie, od stroju i mowy, od kapeli i kawałkatora, od towarów (bławatów, sukna) i wiktuałów (włoska ogrodowizna) do urządzenia służby i stołu — imponowało samym swoim pochodzeniem; każdy przywoził z Włoch coś więcej, ogładę, dworskość, wykwintność; przed „Włochem” Tomickim Piotrem wstydził się kardynał Fryderyk sporych polskich kielichów, kazał je chować; od nich uczono się nawet skracać biesiady i mniej hołdować „materii”. Przekonanie o wyższości Włochów było ogólne; oni nadawali ton w życiu, sztuce i nauce; Włochów powoływano na katedry; z Włoch sprowadzano budowniczych, rzeźbiarzy, medalierów; wszelki zbytek, rękawiczki i perfumy, szkła i krezy, obrazy i serwety, sajany i facelety, dochodziły nas z Włoch. Jedni Włosi ściągali za sobą drugich, a rok 1518, kiedy w orszaku Bony około 280 Włochów i Włoszek wjechało do Krakowa i rozpanoszyło się na Wawelu, był niemal zwrotnym. Bona otaczała się najchętniej rodakami, chociaż, mądra, nie wyzywała zbyt ogółu nagłym, jawnym wysadzaniem swoich pupilów; żenili się panowie polscy w jej fraucymerze, te Włoszki dla połogu do Krakowa zapraszała w swej troskliwości; ona starała się dla swych Włochów o tłuste prebendy, po czym się, niewdzięczni, z kraju wynosili. Wpływ był uszlachetniający, dobroczynny, dodatni; nie winą włoską stało się, że Zygmunt August najnieodpowiedniejszego Włocha za nauczyciela otrzymał; że niejeden inny Włoch (Stankar, Blandrata) w dziejach różnowierstwa najfatalniej się zapisał; że zachwycano się lekkością obyczajów włoskich, ale zapominano o twardym mundsztuku prawa, który hamował wybryki; co najgorsza, że nauki włoskie (wzory rządu, administracji, prawa) szły zupełnie w las. Jakież korzyści wynosiły jednostki? Jak zdobywały wiedzę, nie tylko prawniczą i lekarską, fachową, lecz jak się kształciły w tych samych humaniorach, dla których przecież i w Krakowie było miejsce? Co w ogóle Nidecki czy Zamoyski, Kochanowski czy Górnicki (nasuwa się szereg nieskończony imion) wynieśli z Padwy i Bolonii? Jak na nich oddziałali np. petrarkiści, widowiska sceniczne, Włoszki o tym animuszu, którego Polkom brakło? Że się nie we wszystkim zgadzały włoskie i polskie obyczaje; że niejedno rozumiało się we Włoszech, czego nie pochwalał albo nie pojmował Polak; że niejeden nauczył się lekceważyć wszystko polskie; że drugi zbytkom, rozpuście się tam oddał i tylko zdrowie i kieszeń zepsował, to w rachubę nie wchodziło. Nuncjusze i ich sekretarze godnie Rzym przedstawiali; za nimi roje kupców, przelotnie goszczących lub na stałe osiadających, |co dali początek znanym z dziejów miejskich rodom, co urządzali pierwszą pocztę tygodniową (Montelupi w Krakowie); obok kupców lekarze, muzycy — całe słownictwo muzyczne włoskimi terminami przesadzone świadczy o tym wymownie, od gorgów i rycwerków („strzępienia gardł”) aż do nazw tańców i instrumentów. Nie w Niemczech, we Włoszech napatrzono się pochodów tryumfalnych i naśladowano je w kraju, a przy końcu wieku już się zjawiały pierwsze przekłady albo naśladowania z włoskiego. Niewiele było dziedzin, w których wpływ włoski wcale się nie objawiał, np. wojskowość (choć bywali Włosi w polskiej służbie), gospodarstwo, dla zupełnie odmiennych klimatu i ziemi warunków. W polityce chroniono się raczej Włochów; „rady Kallimachowe”, czy autentyczne, czy zmyślone, odstraszały podejrzliwą szlachtę, która niewolę włoską trafnie oceniała, a własnego króla na poziomie doży weneckiego rada by widziała, która dawnego Rzymu z papieskim nigdy nie równała, dziedzictwa jakiegoś między nimi nie uznawała. Ależ i moralność włoska (renesansowa!) była bardzo podejrzana, nie tylko płciowa (nigdy Polka nie rościła sobie praw do włoskiej „wolności”), ale i społeczna; włoskie zdrady, intrygi, mściwość (o truciźnie i sztylecie mowy w Polsce być nie mogło) odrażały synów Północy, mniej skrytych, szczerych, dobrotliwych. Brakło więc zupełnej harmonii; miał Polak we Włoszech co chwalić, ale i ganić; dodatnich wpływów było nierównie więcej; szkoła była dobra, a uczeń pojętny; najbardziej nęciła go swoboda i lekkość towarzyska, ogłada. Nie brakło jednak obok chórów pochwalnych (np. u Janicjusza) i głosów przeciwnych; tak sądził o włoskich drogach stary Bielski (r. 1566): Ale dziś leda szlachcic, by się też zastawić, Musimy się do tych Włoch, widzieć świat, wyprawić; Już się wrócił do domu, przywiódł dwa dzianety, Trzy tysiące czerwonych wypadło z kalety. Ali koń zwiesił głowę, chocia dzianet włoski — Przetrwał go lichy rusak albo wałach polski... Pierwejci tu tych Włochów nigdy nie bywało, Franca, piżmo, sałata, z nimi to nastało. Owe pludry opuchłe, pończoszki, mostardy Niedawno to tu przyniósł włoski naród hardy. A podobnie, twierdził Górnicki: Z Włoch, powiem prawdę, więcej niektórzy złego przynoszą niż dobrego; nie przyniosą, co by Koronie było zdrowe, ale to przyniosą, czego nie umieć zdrowiej było. Wysokie ceny, a towar nieraz lichy odstraszały od kupców włoskich; gniewano się, że Włoch zbogaciwszy się kraj rzucał; szydzono z włoskiej mierności i wstrzemięźliwości, ale uznawano wyższość włoskich „rozumów”. Nie było jednak najmniejszej obawy, aby Polska „zwłoszała”, bo w porównaniu z masą szlachty i mieszczaństwa kółka włoskie nadzwyczaj szczuplały: niższe warstwy nic o Włoszech nie wiedziały, a różnowierców sam Rzym od nich odstraszał. Ograniczały się więc wpływy i wzory włoskie do sfer wyższego towarzystwa, męskich wyłącznie: do niższych sfer i do kobiet dolatywały tylko słabe, całkiem zewnętrzne, jak je moda właśnie narzucała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz