czwartek, 22 grudnia 2011

Kolędy cz. III (Z. Gloger).

Jan Andrzej Morsztyn - jeden z autorów polskich kolęd.
Mal. Hyacinthe Rigaud.


Kolędy cz. III.
(Encyklopedia Staropolska Zygmunta Glogera).

Dawni magnaci bywali hojni i rozdawali dworzanom swym „na kolędę” konie, rzędy, pasy, bobrowe kołpaki, szable i t. d. Szlachta dawała „kolędy”, na jakie było ją stać. Franc. Zabłocki w jednej z swych komedyi z czasów Stanisława Augusta powiada:
„Mamy tyle czeladzi, każdy chce kolędy,
Trzeba wszystkim coś wetknąć, taki zwyczaj wszędy,
Rok też na to czekali, raz w Gody ta łaska.”
Jest dawny zwyczaj, że proboszcz lub wikary od Nowego Roku do Wielkiego postu nawiedza „po kolędzie” domy wszystkich parafjan, ogłaszając zwykle w niedzielę z ambony, kiedy do której wsi przybędzie. Towarzyszy mu organista z dzwonkiem i chłopiec z kobiałką a dawniej kilku uczniów ze szkółki parafjalnej, śpiewających po domach kolędy. Pleban winszuje w każdej chacie Nowego roku, wgląda w pożycie rodziny, w porządek domowy, wysłuchuje dzieci pacierza i katechizmu. Synod prowincjonalny gnieźnieński z r. 1628 przepisuje księżom, aby na kolędzie grzeszników napominali, każdego do pełnienia obowiązków i przyzwoitości nakłaniali, nieszczęśliwych pocieszali. Po wsiach dawano księdzu do kobiałki noszonej przez jednego z chłopców: sery, jaja, grzyby suszone, orzechy, len, kokosze lub coś innego w tym rodzaju. Kolędę taką zwano po łacinie Columbatio i stąd Bandtkie w dziele Jus Polonicum rozumie ją jako daninę z gołębi, nam się jednak zdaje, że ta nazwa wzięta jest ze starej łaciny i zwyczajów rzymskich, a nie z domniemanego ofiarowywania gołębi, o które w Polsce było trudniej niż o ser, jajko, grzyb, orzech. Bodzanta, biskup krakowski (zmarły w r. 1389), nakazał duchowieństwu, aby kolędy od parafjan poniewolnie nie wymagali, lecz kto co da (Vol. leg., r. 1433, t. I, f. 101). Inni biskupi i prałaci zabraniali organistom, kantorom, bakałarzom i uczniom szkoły parafjalnej chodzić po kolędzie do Żydów. Gdy ksiądz, chodzący po kolędzie, wychodził z czyjego domu, dziewczęta ubiegały się do stołka, na którym siedział, w przekonaniu, że ta, co pierwsza usiądzie, tego roku zamąż pójdzie. O Kolędzie jako nawiedzaniu parafjan przez proboszcza całą rozprawę księdza S. Ch. pomieściła Encyklopedja kościelna (t. X, str. 499). Słuszną robi uwagę ks. Stan. Jamiołkowski, że wiele kolęd musieli tworzyć początkowo ci plebani, klechowie, kantorowie i organiści, którzy z plebanem jeździli po kolędzie i śpiewem kolęd rozweselali parafjan. Tą też drogą upowszechniły się kolędy między ludem, co niewątpliwie nastąpiło w w. XVI, bo już synod gnieźnieński z r. 1602 zakazuje śpiewania kolęd niestosownych po kościołach. O autorach pieśni kolędowych mało co wiemy, dałyby się przecież niektóre imiona odnaleźć. Jana Żabczyca „Symfonje anielskie czyli Kolenda” (Kraków 1642) ma w sobie kilka, które dotąd lud z ochotą powtarza, np.
„Przybieżeli do Betleem pasterze”..... „Wstawszy pasterz bardzo rano”..... „Ach, zła Ewa narobiła”.... i t. d. „W żłobie leży” ma być utworem Skargi. Niektóre miał układać ks. Stanisł. Grochowski. Autorem wreszcie wspaniałej kolędy „Bóg się rodzi, moc truchleje” jest. Franc. Karpiński.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz